adopcje

Zuzia Ałdycka

Ukradzione dzieci można liczyć w setkach tysięcy. "Nie chcę niczego, tylko wiedzieć, gdzie są moi synowie"

Ukradzione dzieci można liczyć w setkach tysięcy. "Nie chcę niczego, tylko wiedzieć, gdzie są moi synowie"

Kiedy w 1999 roku hiszpański Sąd Najwyższy orzekł, że każde dziecko ma prawo wiedzieć, kim są jego rodzice, do biura prawnika Enrique Vili Torresa zaczęli pukać nowi klienci. Chociaż od rodziny lub sąsiadów dowiedzieli się, że zostali adoptowani, w ich dokumentach nie było śladów adopcji, a w aktach urodzenia rodzice adopcyjni figurowali jako biologiczni. Enrique nazwał ich hijos falsos, fałszywymi dziećmi, a ich liczbę oszacował na około trzysta tysięcy. Katarzyna Kobylarczyk opisuje jeden z najbardziej wstrząsających rozdziałów w najnowszej historii Hiszpanii, nadal pełen pytań bez odpowiedzi. Na łamach eDziecko.pl prezentujemy fragment tej wyjątkowej książki.

"Oddaliśmy trzymiesięczną córkę do adopcji. Po prostu nie mamy czasu, by się nią zajmować"

Narodziny dziecka całkowicie zmieniają życie rodziców. Nie wszyscy są na to gotowi, niektórzy nie potrafią odnaleźć się w nowej sytuacji. Pewna para po trzech miesiącach postanowiła... oddać córkę do adopcji. Powód? Nie pasowała do ich stylu życia.

Miała 15 lat, gdy oddała dziecko do adopcji. 35 lat później jej syn zrobił coś niebywałego

Nie miała pojęcia, jak to jest tulić swoje nowo narodzone dziecko, bo lekarze nie pozwolili jej wziąć go w ramiona nawet na chwilę. Miała zaledwie 15 lat, gdy zdecydowała się oddać synka do adopcji. Nigdy jednak nie przestawała go szukać. Pewnego dnia dostała na Facebooku dziwną wiadomość.